niedziela, 31 stycznia 2010

Heroiczność cnót Kalwina

Kim był Jan Kalwin? W historii Kościoła żadna chyba osoba nie wywołuje tak silnych kontrowersji jak spokojny, pracowity, pokorny i do bólu konsekwentny Kalwin. Człowiek o żelaznej woli, przenikliwym umyśle, świetny organizator, ascetyk, jeden z największych umysłów XVI wieku – a niewątpliwie największy pozytywny charakter tamtej epoki – największy chrześcijanin tego wieku.

Bardzo mało o sobie pisał – i w zasadzie jedyne jego świadectwo nawrócenia znajdziemy w sławnej odpowiedzi Kalwina na list kardynała Sadoleta (1539 r.). Przyjrzyjmy się najpierw świadectwu Kalwina. Oto jak wspomina on swoje doświadczenia duchowe w Kościele rzymskim:

… wiarę chrześcijańską wyznawałem od dzieciństwa tak, jak mnie wychowano. Z początku wierzyłem wyłącznie na podstawie tego, co wówczas powszechnie uznawano.

Szczerze więc wyznaje, że z początku wierzył tak, jak słyszał w Kościele rzymskim. Co jest normalne i co każdy z nas doświadczył. Jednak wiara dziecięca winna wzrastać. Kiedy Kalwin dorastał – czy dorastał także w poznaniu woli Bożej? Co pisze on o Słowie Bożym?

Słowo, które powinno oświecać cały lud Boży niczym lampa, było przed nami zakryte i prawie odebrane nam. Aby czasem ktoś nie zapragnął większego poznania wpajano wszystkim, że lepiej jest, gdy garstka upoważnionych bada zakrytą filozofię niebieską, by pozostali mogli się ich radzić niczym wyroczni. Nauczano, że najwyższym stopniem poznania jakie przystoi plebejuszom jest poddanie się w posłuszeństwo Kościołowi.

Tak samo i dzisiaj się uczy – posłuszeństwo Kościołowi rzymskiemu. A co Kościół rzymski wtedy nakazywał? No cóż, kto zna historię Kościoła to wie, że to były czasy nieco barbarzyńskie, a nabożeństwa i Msze to były raczej widowiska – w najlepszym razie niezrozumiałe dla 90% wiernych, a często i śmieszne, ponieważ zza kazalnicy płynęły baśnie, bajania – słowem trudne dzisiaj do uwierzenia bzdurne wywody i plotki. Pomijając jednak te drażliwe fakty przyjrzyjmy się co o tych zasadach religii katolickiej pisze Kalwin.

Podstawowe zasady, jakich mnie nauczono 
- nie dały mi właściwego poznania co do autentycznego uwielbiania Boskiego Majestatu; 
- nie utorowały mi drogi do pewnej nadziei zbawienia, 
- nie wyszkoliły mnie odpowiednio do obowiązków życia chrześcijańskiego.

No cóż – surowe oskarżenie, ale zgodne z prawdą. O co oskarża Kościół rzymski? O niewłaściwą i niedostateczną katechizację – zupełne nieprzygotowanie do życia z Bogiem. Kalwin słusznie zauważa, że Kościół rzymski nauczył go, że należy uwielbiać Boga – jednak ta nauka nie doprowadziła go do właściwego poznania i właściwej relacji z Bogiem. oto co pisze reformator:

Jednak potknąłem się na samym progu, gdyż zupełnie nie wiedziałem jak mam prawdziwie uwielbiać Boga. … Oczekiwałem przyszłego zmartwychwstania, jednak nienawidziłem samej myśli o nim, gdyż wydawało mi się ono najstraszniejszą rzeczą.' 

Nauka o Bogu i konieczności uwielbiania Boga doprowadziła Kalwina do kryzysu sumienia – nie doprowadziła go ona do pojednania z Bogiem. Czy Kalwin był odosobnionym przypadkiem? Oczywiście, że nie. Wielu ludzi to samo przechodziło. Reformator pisze dalej: '

Nie byłem jedyną osobą, którą przepełniało to odczucie – uczucie to wynikało z nauki, jaką wówczas chrześcijańscy nauczyciele zgodnie wykładali ludowi.

I tutaj powoli się zbliżamy do sedna świadectwa Kalwina.

''Wprawdzie mówili o Bożym miłosierdziu wobec ludzi, jednak zastrzegali je tylko dla ludzi tego godnych. Ponadto nauczali, że godności tej można dostąpić przez sprawiedliwości z uczynków, z czego wynikało, że okazujesz łaskę tylko temu, kto pojednał się z Bogiem dobrymi uczynkami. Nie ukrywali faktu, że jesteśmy żałosnymi grzesznikami, często upadamy z powodu słabości ciała i dlatego rzeczą słuszną jest, by Boże miłosierdzie było wspólną dla wszystkich przystanią zbawienia. Jednak wskazywali nam, że uzyskać je możemy zadośćuczynieniem za swe przewinienia.

Takie zadośćuczynienie nam nakazywali:

- po pierwsze, wyspowiadawszy się kapłanowi z wszystkich grzechów, pokornie prosić o przebaczenie i rozgrzeszenie;
- po drugie, czynieniem dobra wymazać z pamięci Boga nasze grzeszne postępowanie; 
- na koniec, aby uzupełnić niedostatki, mieliśmy mnożyć ofiary i uroczyste pokuty. 

Mówili nam jak straszna jest Boża obecność, ponieważ Bóg jest surowym sędzią i bezwzględnym mścicielem nieprawości. Dlatego nakazywali nam przede wszystkim uciekać się do świętych, gdyż dzięki ich wstawiennictwu Bóg staje się dla nas litościwy i łaskawy.

Chociaż wykonywałem wszystkie nakazane przez nich rzeczy, to jednak nadal, mimo doświadczania pewnych okresów uspokojenia, daleko mi było do prawdziwego pokoju sumienia. Kiedy wejrzałem w siebie lub wznosiłem myśli ku Bogu, zawsze ogarniał mnie straszliwy lęk – lęk, od którego nie mogły mnie uwolnić żadne praktyki pokutne ani zadośćuczynienia. Im wnikliwiej badałem siebie, tym ostrzej kłuło mnie sumienie, aż w końcu zostało mi tylko oszukiwanie samego siebie udawaniem nieświadomości.''

Właśnie do takiego stanu doprowadziła Kalwina nauka w Kościele rzymskim – biernego otępienia i beznadziei duchowej. Podobne doświadczenia przeżywał Luter, a także wielu innych mężów Bożych – John Bunyan, i inni. Jest to dochodzenie do kryzysu wiary z którego wyprowadza Bóg poprzez swoje Słowo i zapewnienie zbawienia. Aby jednak tego doświadczyć, wierzący musi usłyszeć zwiastowaną naukę o usprawiedliwieniu z wiary. Ponieważ Kościół rzymski głosił i głosi usprawiedliwienie z uczynków, pokoju sumienia Kalwin zdobyć nie mógł na tej drodze. Jak to się stało, że Kalwin wybrał naukę ewangelicką? O tym w następnym odcinku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz